GPW: jak grać na spadki

Wprawdzie moje doświadczenie w obstawieniu spadku kursu nie powiodło się, ale może komuś się przyda wiedza, jak w ogóle zająć tzw. krótką pozycję.

Zacznijmy od najciekawszego: kto właściwie gra na spadki? Informacje tego typu są dostępne tylko dla niektórych podmiotów, konkretnie tych, którym regulacje nakazują ujawnienie pozycji. Słynny niedawno "marszal" Marshall Wace grający na akcjach m.in. CDProjektu musiał raportować od 0,5% każde przekroczenie progu 0,1%, czyli meldował się na 0,6%-0,7%-0,8% itd. zarówno w trakcie sprzedaży, jak i kupna. Nie jest niemożliwe do wyobrażenia, że pozycja zostanie zlikwidowana całkowicie, lub zbudowana do wyższego poziomu niż 0,5% w ciągu jednego dnia.
Nie jest również powiedziane, jak szybko po ustaleniu poziomu pozycji musi być ujawniony raport. Teoretycznie, jeśli fundusz zauważy, że zbyt wielu graczy zajęło przeciwną pozycję, może próbować realizować swój zysk i zmienić kierunek. Jednocześnie regulacje pozwalają na wysłanie powiadomienia o zmianie stanu posiadania przez zwykłą pocztę, która przecież idzie kilka dni, nawet w najlepszym wypadku - otwiera to pole do pewnej manipulacji, chociaż sam jeszcze nie zaobserwowałem takiego przypadku. Dlaczego? Bo w gruncie rzeczy to nieopłacalne, żeby bawić się w ciuciubabkę, gdy kierunek i tak jest wyznaczony przez popyt i podaż widoczne na bieżąco w arkuszu.

Załóżmy, że jednak jesteśmy zdecydowani zająć pozycję w dół. Jak to zrobić? Instrumenty pozwalające na taki ruch wbrew pozorom są dość łatwo dostępne i nawet popularne na Zachodzie. Jak już wspominałem we wpisie o ETFach, bardzo popularne lewarowane "niedźwiedzie" (oznaczone "bear") fundusze są do kupienia nawet w Polsce, przez rynki zagraniczne. Trzeba jednak zauważyć, że "big short", jak w słynnym filmie o giełdzie, nie jest banalny do zrealizowania.

Media w swoim czasie rozpisywały się o śmiesznie nazwanym funduszu Eurogeddon, założonym w Opera TFI przez prof. Rybińskiego. Dzisiaj, gdy jest jasne, że Grecja właściwie wyciągnęła się z kłopotów, stracił rację bytu i został zlikwidowany. Podobny los może spotkać każdy fundusz, czy to grający w górę, czy w dół i warto o tym pamiętać. Odróżnia to nieco inwestowanie w same akcje, które są przechowywane w KDPW i technicznie są prywatną własnością (no przynajmniej od momentu zapisania dwie sesje po kupnie) od funduszy, które chociaż otwierają pewne możliwości niedostępne inwestorom indywidualnym, jednocześnie wprowadzają ryzyko pośrednika.

Niedawno był też inny słynny przypadek gry na krótko/długo, a właściwie na utrzymanie małej zmienności, tzw. indeks VIX. Nieznajomość instrumentu przez niektórych inwestorów i jednocześnie przesadzone oczekiwania spokoju na rynkach sparzyły graczy. Dlaczego wspominam o takim instrumencie w kontekście gry na krótko, chociaż nie jest czystym zagraniem w dół? Wynika to z prostego założenia, że gracz na krótko rzadko będzie obstawiał tylko jeden kierunek za całą sumę inwestycji. Jeśli ktoś jest poważnie zainteresowany takim tematem, powinien starać się wyczuć momenty zawrócenia trendu, nawet lokalnie. Takie zagrania pomogą utrzymać zyskowność i ograniczyć ryzyko, gdy jednak coś pójdzie nie tak.

Dla inwestora indywidualnego do gry na krótko dostępne są właściwie tylko kontrakty i certyfikaty (ing turbo lub raiffeisen certyfikaty faktorowe). Niestety, nie ma łatwej możliwości jednoczesnego kupienia kontraktów w obie strony na ten sam instrument, więc technicznie niełatwo wykonać strategie typu siodło lub inne bardziej skomplikowane, ale mniej ryzykowne niż czysty daytrading. Pozostawiłbym więc tego typu instrumenty dla żądnych ekstra ryzyka, lub ewentualnie jako bardziej długofalową grę - do zajęcia pozycji na najbardziej płynnych i głównych indeksach (WIG20 to absolutne minimum).

Jak technicznie kupić lub sprzedać kontrakt? Po podpisaniu umowy na dostęp do ryzykownych instrumentów, należy albo kupić (gdy gramy w górę) kontrakt na wybrany instrument, lub sprzedać (gdy gramy w dół, na spadki). Pozycja w dół jest możliwa do otwarcia nawet, gdy nie mamy nic do sprzedania - faktycznie więc sprzedajemy to, czego nie posiadamy i na koncie pojawia się pozycja z liczbą ujemną (np. -1, jeśli sprzedaliśmy jeden kontrakt). Wymaga to tylko utrzymania depozytu, którego poziom jest wyznaczony przez konkretny DM. Żeby zamknąć krótką pozycję, po prostu kupujemy (odkupujemy) kontrakt i to wyrównuje pozycję do 0 lub wartości dodatniej.

Na IKE/IKZE nie ma możliwości otwarcia pozycji na kontraktach, więc tam łatwiej użyć certyfikatów i tutaj polecałbym ING Turbo, ze względu na knock out - ograniczy to maksymalne straty, a przecież na tych kontach nie da się dopłacić. Dość ciekawym problemem jest likwidacja pozycji, gdy nastąpi przekroczenie poziomu bariery. Przetestowałem to na własnej skórze i pieniądze pojawiają się po kilku dniach, czyli nasza pozycja nie jest zamykana w dniu uderzenia o barierę (zgodnie z umową, nie było to dla mnie zaskoczeniem), co może spowodować, ze nie możemy szybko zmienić kierunku w krytycznym momencie uderzenia o jakiś poziom techniczny lub psychologiczny. Przez 3-4 dni nie mamy możliwości reagować na żadne newsy ze spółki, oczywiście jeśli nie mamy jakichś dodatkowych wolnych funduszy. Sam instrument jest na tyle prosty, że bardziej już się nie da - albo kupujemy instrument na spadki i sprzedajemy drożej (jak akcje), gdy spadło, lub taniej, gdy wzrosło.

I tutaj dochodzimy do kolejnej ciekawej rzeczy, którą warto wiedzieć o giełdzie: każdy fundusz trzyma trochę gotówki. Zainwestowanie 100% powoduje, że umyka nam część naprawdę ciekawych, ale zaskakujących (i pewnie dlatego takich dobrych) okazji. Być może należałoby samemu tak robić, nawet jako inwestor indywidualny? Oczywiście to dotyczy tylko graczy poświęcających czas na szukanie okazji, a nie robiących strategię uśredniania lub inną czysto długofalową.

Treści przedstawione na blogu są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Autor nie ponosi odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podjęte na podstawie niniejszego artykułu, ani za szkody poniesione w wyniku decyzji inwestycyjnych podjętych na podstawie niniejszego artykułu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga