Kiedy będzie kolejny kryzys? Kiedy był ostatni wielki kryzys?

Dzisiejszy wpis będzie o kryzysach. Często w mediach poświęca się dużo uwagi załamaniom rynku, szczególnie gdy miliarder "stracił" na papierze grube pieniądze w wyniku zmian kursu. Tego typu raportowanie rzadko dostrzega przeciwne ruchy, na przykład takie, że po stracie w ciągu tygodnia, ten sam miliarder odrabia straty z nawiązką przez kolejne pół roku. Odwrotna sytuacja, gdy ktoś szybko zyskał, również jest nadmiernie raportowana, podczas gdy pełzające, wielomiesięczne straty, rzadko trafiają na nagłówki. Przejrzyjmy więc najgłośniejsze kryzysy i zastanówmy się, w jaki sposób zostały potraktowane przez media.

Bieżącym głośnym wydarzeniem jest z pewnością znana wszystkim inwestorom giełdowym wojna handlowa USA-Chiny. Wzajemnie nałożone cła z jakiegoś powodu zaciążyły indeksom, zanim jeszcze faktycznie poznaliśmy ich wpływ na gospodarki - czy słusznie?
Patrząc na techniczną sytuację indeksów, nie da się zaprzeczyć, że od rozpoczęcia konfliktu nastąpiła głęboka korekta, chociaż zawsze w takiej sytuacji trzeba wziąć poprawkę na efekt pewności wstecznej. Czy aby nie uzasadniamy zastanej korekty pierwszym z brzegu pretekstem? Dlaczego akurat teraz kupcy nie ruszyli złapać dołka tak aktywnie jak na przykład w dniu ogłoszenia wyników referendum Brexitowego?

Wydaje mi się, że powodem jest to, że konflikt powoduje realne straty gospodarcze i nie jest spodziewane, że jakikolwiek "deal" zawarty pomiędzy stronami je naprawi. Będzie można co najwyżej wystartować z nowego poziomu i odrabiać straty, ale potencjalny zysk z sytuacji bez konfliktu został już utracony.

Dlaczego Brexit nie został potraktowany tak samo? Wtedy mieliśmy praktycznie odbicie jeszcze tego samego dnia, kto się wyprzedał przysłowiowym pkc z rana, stracił co najmniej kilkanaście procent. Teoretycznie mogło być naprawdę źle, bo przecież też powstały realne straty gospodarcze, ale akurat to nie rynek akcji na nie odpowiedział. Bardziej zaatakowano kurs GBP (funta brytyjskiego) i ceny nieruchomości, a rynek akcyjny nie znalazł się pod maksymalnym obstrzałem. Częściowo dlatego, że zmiana kursu waluty już sama z siebie spowodowała przecenę wycenianych w funtach akcji, a jednocześnie gwałtowność tego ruchu pozbawiła inwestorów możliwości szybkiego wyjścia z akcji po korzystnych wobec przewidywanej przyszłości cenach.

Dla odmiany USD nie wykonuje tak gwałtownych ruchów, bo jest używany nie tylko w gospodarce amerykańskiej, więc niejako inwestorzy mają większe pole do korzystnego wyjścia z rynku akcyjnego.

Jednak przez chwilę nie analizujmy sytuacji na zasadzie 1:1 i przyjrzyjmy się temu, co działo się w tle. Apple, jedna z największych korporacji światowych, ogłosiła słabsze prognozy wyników (w Polsce praktycznie nie ma firm publikujących prognozy, w USA prognozują wszystkie szanujące się korpiki), słaby świąteczny kwartał i na dodatek wykonała nieprzyjazny gest wobec inwestorów obiecując zaprzestanie publikacji liczby sprzedanych iPhone'ów. Czy samo zdarzenie miało związek z wojną handlową? Można przypuszczać, że nie, chociaż przewijają się głosy, że to jeden z wyników ceł. Jednak faktycznie nie było ceł na telefony, a konkurencja radzi sobie na tych samych rynkach - więc przez chwilę odrzućmy teorię, że to skorelowane wydarzenia. Być może rynek smartfonów po prostu się nasycił? Jestem skłonny do uznania, że tak się stało, bo przecież jeden człowiek nie może znaleźć realnych zastosowań dla więcej niż dwóch urządzeń, a obecne statystyki wskazują, że jesteśmy powyżej jednego telefonu na mieszkańca. W tym samym momencie progres technologiczny tych urządzeń nieco zamarł, zwiększając czas pomiędzy wymianami starszych modeli na nowsze, podobnie jak stało się kiedyś z komputerami PC.

Słabnięcie rynku jest podkreślone nie tylko przez wiadomości od dostawców nowinek technicznych (ścięte dostawy do Apple o kilkadziesiąt procent), co w oczywisty sposób pokazuje brak popytu na wcześniej zaplanowane do produkcji urządzenia, ale również przez ruchy na rynkach podstawowych komponentów, takich jak pamięci. Gdyby sprzedaż rosła na szerokim rynku, z pewnością nie powstałaby nadprodukcja powszechnych we wszystkich telefonach (również starszych modelach) rzeczy.

W takim razie, ile czasu potrzeba, żeby taka sytuacja uległa zmianie? Nie łatwo to przewidzieć, co pokazuje wspomniany przykład rynku PC. Wieloletnie spowolnienie sprzedaży nie przekładało się jednoznacznie na kursy, a nawet następowały chwilowe zaskakujące odbicia. Patrząc na perspektywę długofalową, to rozczarowania znacząco górowały - co roku można było przeczytać, jak to cykl wymiany ma spowodować odbicie sprzedaży, i tak przez kilka lat - podczas gdy realnie nic takiego nie następowało. Takiej sytuacji spodziewałbym się również na rynku smartfonów, aż do momentu gdy:

  • nastąpi spiętrzenie zakupów w wyniku cyklu wymiany urządzeń (dla telefonów to pewnie krótszy okres niż dla PC, bo te urządzenia starzeją się wraz z rozwojem stron www i aplikacji, które robią się coraz cięższe)
  • zostanie dodana jakaś istotniejsza dla użytkowników, być może przełomowa funkcjonalność lub technologia, nie obsługiwana przez stare urządzenia. Co by to mogło być? Chyba tylko dłuższy czas pracy na baterii lub jakiś dobry pomysł na powiększenie powierzchni roboczej ekranu
Zauważmy, jak daleko znalazły się te rozważania od samej wojny handlowej. Praktycznie każdą spółkę można rozpatrzyć w ten sposób i okaże się, że nie są właściwie zależne od polityki tak mocno, jak od cykli i trendów swoich własnych branż. Tylko gdy te rzeczy nakładają się na siebie, można liczyć na głęboki, dłużej trwający dołek.

Kupuj tanio - sprzedawaj drogo. Bądź chciwy, gdy inni się boją, bój się, gdy inni są chciwi.
Nic nie znaczące hasła, których wykonanie realnie jest bardzo trudne. Skąd wiedzieć, że inni się boją, a nie my sami jesteśmy tylko chciwi? Po fakcie odbicia bardzo łatwo ulec efektowi pewności wstecznej, czyli złudzeniu, że postąpiliśmy poprawnie, podczas gdy ryzyko po prostu tym razem się nie zrealizowało. Wiele osób, od których słyszę o obecnej sytuacji na giełdzie, uważa, że ostatnio nie było żadnych kryzysowych sytuacji, więc rynek powinien się niedługo załamać. Z drugiej strony, wielu uczestników gry giełdowej, którzy są bardziej zaangażowani w codzienne śledzenie newsów uważa, że kryzysy właśnie były i teraz czeka nas (po tych korektach) dalsza hossa, lub jej początek (to drugie raczej w Polsce, bo tu nie można mówić o długotrwałych wzrostach). Dlaczego tak jest?

To właśnie efekt pewności wstecznej. Gracze poinformowani o kryzysowych sytuacjach są pewni, że ich uniknęli, na przykład znajdując się poza rynkiem, lub ponosząc niewielkie straty, i teraz uważają, że z tego powodu "należy się" wzrost.
Ludzie mało interesujący się giełdą, posługują się niemal wyłącznie głośnymi nagłówkami, a te ostatnio nie pisały o wielkich katastrofach. W świadomości takiego człowieka ostatnim kryzysem był 2007/2008, wcześniej 2001, może jeszcze lepiej obeznani kojarzą 1987. Część może jeszcze wiedziec o kryzysie związanym z obligacjami Getbacka i konsekwencjami dla GPW.

Faktycznie nie ma takiej zależności, że "należy się" odbicie, bo to nie przeszłe wydarzenia powinny być rozpatrzone, tylko przyszłe. Obecnie znane sytuacje kryzysowe to:
  • wojna handlowa
  • brexit
  • problemy UE (zadłużenie Włoch, ekonomia Francji i Niemiec)
  • problemy w krajach polegających na ropie (Wenezuela, kraje arabskie)
  • konflikty zbrojne (najbardziej znane: Ukraina, kraje arabskie, kraje afrykańskie, Korea Północna)
  • problemy związane z zacieśnianiem polityki monetarnej USA (Turcja, Argentyna, różne kraje azjatyckie)
Każda z tych rzeczy ma teoretyczny potencjał do bycia solidnym punktem zapalnym nawet światowego kryzysu, a na pewno wystarczający do załamania giełdowego. Co by się stało z GPW, gdyby Brexit przebiegł w nieczysty sposób? Eksportujemy tam sporo żywności, a nasz największy partner handlowy, czyli Niemcy, polega w dużym stopniu na swojej branży cyklicznej (obecnie w kłopotach), czyli samochodach wysyłanych do Wielkiej Brytanii.
Jednocześnie po fakcie, jeśli okazałoby się, że Brexit został anulowany, każdy może ogłosić się prorokiem, że od razu było wiadomo, że nie podkopią sami siebie i całej UE, bo to głupie. Cóż, w tym samym momencie mamy podobne wydarzenie, czyli wojnę handlową, gdzie kraje z lubością same siebie podkopują na miliardy dolarów, więc wynik konkretnej gry politycznej wcale nie jest taki oczywisty.

Trzeba też brać pod uwagę, że po fakcie zignorowano przez ostatnie lata bardzo dużą liczbę kryzysów, które nie skończyły się długotrwałym załamaniem, na przykład kryzys grecki, ale nie tylko. Przypomnę dla porządku:
2010 - kryzys rynku motoryzacyjnego
2011 - kryzys zadłużenia w strefie Euro (głównie Grecja, ale przecież nie tylko)
2011 - kryzys w USA (obniżenie ratingu na poziom AA+ z AAA)
2015 - załamanie giełd w Chinach (słabe wyniki PKB i PMI wywołały szerzenie się paniki)
2014-2016 - kryzys na GPW związany z demontażem OFE
2015 - kryzys frankowy, związany również z wygraną PiS w wyborach (obietnice hojnego ratowania frankowiczów przez prezydenta Dudę), bo jak wiadomo, WIG20 składa się głównie z banków
2018 - wybory we Włoszech, wygrane przez populistyczną partię obiecującą konflikt z UE w sprawie deficytu budżetowego
2018 - kryzys związany z Getback, obligacjami korporacyjnymi i akcyjny (wyprzedaż przez TFI)

Światowe zagrożenia zostały zneutralizowane przez ekspansywną politykę monetarną (quantitative easing), a polskie przez upływ czasu w Wiśle.

Warto zauważyć, że to są tylko bezpośrednio śledzone w mediach wydarzenia, może nie codziennie w nagłówkach, ale gdzieś tam wspominane. Nie wliczamy potencjalnych czarnych łabędzi, czyli wydarzeń mało przewidywalnych, mających duży wpływ, czyli czegoś takiego jak CDSy w 2007. Można powiedzieć, że Getback był takim mało przewidywalnym zdarzeniem, bo chociaż sam fakt oferowania wysoko oprocentowanych obligacji korporacyjnych budził podejrzenia, to nie było aż tak oczywiste, że pociągnie za sobą wyprzedaż w TFI, a nawet praktyczną likwidację niektórych z nich.

Czy w takim razie jest możliwość określić, że jesteśmy w jakimś lepszym lub gorszym punkcie? Wydaje mi się, że nie, bo sytuacja na giełdach zagranicznych nie sprzyja oczywistej kontynuacji hossy (ale też jej nie neguje), podczas gdy polska giełda jest wyceniona raczej uczciwie, jeśli chodzi o WIG20. Na pewno nie ma takiej zasady, że "niedawno" był kryzys, więc teraz gospodarka musi się toczyć do przodu, albo że "dawno" niczego nie było, więc zaraz się znowu zawali. Kryzysów jest naprawdę dostatek, dzieją się niemal co roku, a większe praktycznie co 2 lata.

Treści przedstawione na blogu są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Autor nie ponosi odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podjęte na podstawie niniejszego artykułu, ani za szkody poniesione w wyniku decyzji inwestycyjnych podjętych na podstawie niniejszego artykułu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga