Obligacje korporacyjne, bankowe i komunalne, czyli jak wtopiono pieniądze w GetBacku.

Obligacje korporacyjne, czyli emitowane przez spółki, to dość wdzięczny temat. Ostatnia najsłynniejsza afera, czyli GetBack, opierała się właśnie na sprzedaży tego instrumentu naiwnym inwestorom. Czy w takim razie należy omijać je szerokim łukiem?

Jeśli ktoś jest zainteresowany tematem, pewnie powinien zacząć od strony obligacje.pl. Znajduje się tam pełna lista dostępnych na GPW emisji i wygodny kalkulator, który pozwala określić, jakie jest oprocentowanie średnioroczne od momentu bieżącej wyceny. Wyjątkowo wygodne narzędzie.

Osobiście nie zakupiłem jeszcze żadnych obligacji korporacyjnych, bo podejmowałem strategię wysokiego ryzyka (akcje), jednak niejednokrotnie zastanawiałem się nad konkretnymi okazjami. Czujny inwestor na pewno będzie nieufny, gdy zobaczy coś sprzedawane z oprocentowaniem 7-10%, albo nawet więcej, i słusznie. Warto zauważyć, że na tym rynku czeka też naprawdę dużo pułapek. Podczas gdy na obligacjach skarbowych po prostu możemy trochę stracić, nie wybierając optymalnej opcji, tutaj możemy z łatwością wtopić całość kapitału, zakupić obligacje korporacyjne bankruta, wydmuszki, albo spółki z gigantycznymi problemami finansowymi.

Słynny GetBack jest najlepszym przykładem, że nawet wzięcie obligacji o niskim oprocentowaniu dużej giełdowej spółki (5% to nie jest jakiś szok, w końcu obligacje zastępują spółkom kredyt, który może mieć nawet 10%) nie zabezpiecza przed wpadką. Wystarczy nieuczciwość zarządu spółki i już odzyskanie pieniędzy jest niemożliwe. Kruczkiem, który zaskakuje wtedy inwestorów jest zawieszenie notowań, zarówno akcji spółki, jak i obligacji. Nie ma więc możliwości wyciągnąć nawet ułamka pieniędzy, mimo że instrument teoretycznie powinien być płynny.

Spróbujmy więc ustalić jakieś sensowne kryteria, czego na pewno nie wybierać:
  1. Spółka jest nieznana lub nienotowana na GPW. Brak raportów i publicznego dostępu do wiedzy o finansach po prostu nie może być akceptowany, chyba że z dużą premią za ryzyko.
  2. Najlepiej wybierać spółki duże np. Orlen, duże banki, energetykę. Trudno wyobrazić sobie, żeby te molochy zbankrutowały, chociaż oczywiście jest to teoretycznie możliwe. Na pewno jest mniejsza szansa, że odbędzie się to z dnia na dzień i po cichu.
  3. Nie kupować poniżej nominału, jeśli nie orientujemy się, z czego ta sytuacja wynika. Często spadek wartości obligacji poniżej nominału zwiastuje rychłe bankructwo lub kłopoty spółki. Może dochodzić do zmiany warunków spłaty obligacji i wtedy wyliczenie procentowej zyskowności jest inne, niż w momencie kupna.
  4. Nie kupować obligacji o rentowności 7%+, jeśli nie wiemy, co się stało, że spółka emituje tak drogi dług.
  5. Przejrzeć warunki zabezpieczeń obligacji: niektórzy po prostu nie kupują niezabezpieczonych.
Ostatni punkt teoretycznie powinien być najważniejszy. Zabezpieczenie to podstawa, bo jeśli go nie ma, to w przypadku kłopotów spółka nie musi zapłacić niczego. Pierwsi w kolejce będą inni dłużnicy, a może nawet akcjonariusze. Trzeba też sprawdzić, ile faktycznie jest warte zabezpieczenie, bo często może ono być papierowe, nie pokryte majątkiem o sugerowanej wartości.

Czy w takim razie można skonstruować w miarę bezpieczny portfel, o stabilnej stopie zwrotu? Wydaje mi się, że tak. Typowe duże korporacje, np. Orlen, emitują dług z oprocentowaniem nieco lepszym niż obligacje skarbowe. Jeśli rozrzucimy fundusze na kilka takich dużych spółek, nasze bezpieczeństwo inwestycji wzrasta poprzez dywersyfikację, a wyliczenie zysku jest znacznie prostsze niż w skarbówkach. Zazwyczaj chcemy mieć mieszankę obligacji indeksowanych inflacją (wiborem) i ze stałym oprocentowaniem 3-5%. Spółki typu PKN Orlen, PZU, PKO BP i inne z WIG20 mogą stanowić początek poszukiwań relatywnie bezpiecznych instrumentów.

Treści przedstawione na blogu są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Autor nie ponosi odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podjęte na podstawie niniejszego artykułu, ani za szkody poniesione w wyniku decyzji inwestycyjnych podjętych na podstawie niniejszego artykułu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga