Na czym można stracić na giełdzie?

Zazwyczaj inwestor rozpatruje przede wszystkim jak wiele można zyskać, snuje marzenia o wysokoprocentowych wzrostach, rakietach do nieba, wystrzałach i tym podobne bajeczki. Rzadko kiedy podchodzimy racjonalnie do możliwości straty. We wcześniejszych wpisach rozpatrywałem m.in. jeden z ciekawych przypadków inwestowania dywidendowego, gdzie wyszło, że przeciętny inwestor musi zrobić wynik minimum kilka procent przy zaledwie kilku ruchach kapitałem, żeby pobić prostą strategię buy&hold, czyli tzw. hardkorowego trzymacza. Jakie pułapki czekają jeszcze na inwestora?
Podatki i opłaty
Przede wszystkim najłatwiej przeoczyć podatek Belki. Ponieważ w przypadku dywidend jest często płacony od razu (lub w ogóle na kontach IKE/IKZE), wydaje się, że go po prostu nie ma, a nasz wynik wygląda cudownie. Przynajmniej dopóki nie nadejdzie czas rozliczenia podatku. Podobnie może zostać przeoczony podatek 10% płacony ryczałtem przy wypłacie IKZE, który jak pokazywałem we wpisie o kalkulatorze, może doprowadzić do sytuacji większej opłacalności IKE już przy kilkunastoprocentowych zyskach.

Najłatwiej wpada się w tego typu opłaty, ale to nie są oczywiście jedyne. Bardziej ryzykujących inwestorów masakruje dźwignia. Mniej ryzykujących skromne opłaty pobierane przez brokerów i domy maklerskie np. za trzymanie akcji u zagranicznego depozytariusza, lub samo utrzymywanie pozycji (w szczególności na instrumentach typu CFD, Certyfikatach itp.) Siedzących na kontraktach terminowych masakrują słynne trzy wiedźmy, czyli dzień rozliczenia kolejnych serii.

Trzymających TFI - wszelkie poukrywane opłaty, jakie można sobie wymarzyć. Nawet ciężko byłoby je wyliczyć bo fantazja zarządzających nie zna granic. Opłata za wpłatę, wypłatę, umorzenie, przeniesienie środków do innego funduszu, likwidację, a nawet za "sukces", czyli odbieranie szczęśliwie utworzonych nadwyżek - niestety, dokładanie się do porażek już nie jest spotykane.

Na czym traci typowy akcjonariusz polskich akcji przechowywanych w naszym, narodowym KDPW i obracanych na GPW? Wydawałoby się, że prowizje i podatek są najczęściej pomijane, bo pierwsze są niewielkie przy pojedynczej transakcji, a drugie często są odroczone w czasie. Wykazywałem już, że jeśli przewidujemy dużą liczbę transakcji, nasz wynik giełdowy musi być naprawdę dobry, żeby pokryć same prowizje. Nie są to jednak wszystkie niebezpieczeństwa.

Emisje akcji
Papiery mogą tracić na wartości z powodu emisji akcji bez praw poboru, lub również w wyniku emisji z prawami poboru, jeśli nie spieniężyliśmy ich w odpowiednim momencie. Najczęstszym powodem emisji wśród spółek z rynków rozwiniętych są przejęcia i programy motywacyjne - w końcu po to spółki są na giełdzie, żeby ciągnąć kapitał z inwestorów, zamiast banków i innych droższych źródeł gotówki. Słynnym przypadkiem z niedawnych czasów jest CDProjekt, gdzie program motywacyjny rozwodnił akcje o około 7%, a inwestorzy po prostu przyjęli to na klatę. Niewiarygodne, ale jednak możliwe. Warto się zastanowić, ile spółka musi (nie może, ale musi) zarobić w takim momencie, żeby w ogóle wyszła na zero po takim manewrze.

Amerykańska giełda jest tu dość ciekawym przykładem, bo roi się tam od rozwiniętych megakorporacji które non-stop emitują akcje. Właściwie nie przelicza się zysków na akcję bez obliczenia rozwodnienia (dilution) po planowanych emisjach i ewentualnych skupach, które często są prowadzone jednocześnie. Na GPW nie ma takiej mody, emisje zaskakują i masakrują kursy nawet w przypadku miliardowych kapitalizacji. Nie trzeba mówić, jak to wygląda na bardziej śmieciowych poziomach - po prostu kto nie doczytał, że zarząd 5 lat temu uchwalił emisję bez praw poboru, szybko znajdzie się w kłopotach inwestując w "wartość". Trzeba zawsze pamiętać, że prawie wszystko na rynku jest wycenione prawidłowo w stosunku do oferowanego ryzyka, a okazje trafiają się rzadko.

Spadki kursu
Mogłoby się wydawać, że to oczywiste i każdy to bierze pod uwagę - nic bardziej mylnego! Skala spadków często jest niedoceniana, co zresztą można przeczytać na forach w komentarzach "ile to może spadać?" "dlaczego to tak leci?". Sam efekt psychiczny papierowej straty jest ogromny, a nieumiejętność dostrzeżenia, że znaleźliśmy się po prostu w dołu cyklu powszechna. Nawet powszechniejsza, niż brak akceptacji straty - bo często nie znaleźliśmy się w żadnym dołku cyklu, spółka po prostu na stałe traci część źródeł przychodu i należy się z tym pogodzić, że nie ma większych szans odbudowania swojej pozycji. Przykładem może być Briju (gwiazda jednego roku, prawdopodobnie na oszustwach podatkowych w obrocie metalami szlachetnymi), dzisiaj ITMTrade. Które spółki są silnie cykliczne? Najczęściej tak mówi się o branży samochodowej, ale oczywiście nie tylko, również budownictwo, chemia i inne powiązane z towarami kupowanymi stadnie przez ludność. Krócej cykliczne spółki to też często chemia i żywność, ale najbardziej oczywistym przykładem jest odzieżówka, gdzie cykl zależy od pogody.

Czy należy w takim razie ignorować kursy spółek cyklicznych, albo może próbować złapać dołek i po prostu trzymać, a wyrzucać spółki niecykliczne po spadkach? Według mnie nie ma takiej prostej zależności. Nieraz może się zdarzyć, że spółka zostanie wykonkurowana na trwałe z części rynku, lub po prostu nie zapełnia swoich mocy produkcyjnych tak jak wcześniej (np. niedawno dostawcy Apple) i tu raczej nie ma w najbliższym czasie oczywistej perspektywy poprawy - co nie znaczy, że jest niemożliwa, po prostu nie oczekuje się, że w ciągu miesiąca pojawi się drugi Apple i zrobi zamówienie równoważne 1/3 mocy produkcyjnych. Kontrprzykładem byłoby sprzedanie jakiejś elektroniki przez dużego odbiorcę podzespołów, lub wytworzenie nowego popularnego urządzenia, które jednak przyjmie się na rynku.

Dochodzimy tu w prostej linii do zasad analizy fundamentalnej. Te podstawy jednak nie są w żaden sposób kompletne, ani nie rozwiązują głównego problemu - braku części informacji. Skąd mamy na przykład wiedzieć, że któryś odbiorca produktów spółki nie zbankrutuje lub po prostu wpadnie w długi? Tego nie przeczytamy w sprawozdaniach, a kurs może reagować znacznie wcześniej ze względu na wiedzę insiderów.
Skąd mamy wiedzieć, że GetBack zaciąga kolosalne pożyczki na wysoki procent, skoro ich nie raportuje? Nie da się.
Po prostu trzeba się pogodzić z tym, że nasza przewaga informacyjna jako inwestorów indywidualnych po prostu nie istnieje, a więc decyzja o kupnie musi uwzględniać odpowiednią premię za ryzyko.

Nie zachęcam tu do trzymania na siłę, ani do sprzedawania po konkretnym poziomie spadku według sztywnych reguł, tylko wręcz przeciwnie = do dopasowania zasad do własnej odporności psychicznej i własnej strategii. Jeśli nic nas nie rusza, dlaczego nie grać strategii dywidendowej? Jeśli jednak nas rusza, to dlaczego nie kupić szeroko zdywersyfikowanego TFI? Jeśli mamy naprawdę stalowe nerwy, to może właśnie lepiej więcej ryzykować, robić częste transakcje, a może nawet daytrading?

Strata wynikająca z bankructwa domu maklerskiego lub brokera
Paradoksalnie, to rzadkie zdarzenie może naprawdę uderzyć po kieszeni. Każdy trzymający gotówkę na koncie maklerskim musi się liczyć z tym, że nie jest ona pokryta przez gwarancje bankowe BFG. Na szczęście w przypadku IKE i IKZE akurat gwarancje na poziomie BFG są, ale tylko tam.
Gotówka na zwykłym koncie maklerskim jest oddawana w 100% tylko do równowartości 3000€, czyli około kilkunastu tysięcy złotych. Warto więc rozliczać i wypłacać gotówkę (lub reinwestować w akcje) bez kumulowania grubszych kwot.

Strata wynikająca ze zmian kursu walut
Teoretycznie można trzymać wszystko tylko w złotówkach i tylko w akcjach spółek wycenianych w naszej narodowej walucie, ale to nie wystarczy, żeby faktycznie się zabezpieczyć przez wahaniami walut. Dlaczego? Bo same spółki nie są przed tym zabezpieczone w 100%, część z nich znajdzie się pod kreską, gdy sytuacja foreksowa jest niekorzystna. Czy chcemy trzymać spółkę, która zarabia np. 1% dopóki nie zawieje lepszy wiatr dla dolara? Trudno to z góry ocenić, ale pamiętając, że trendy bywają nawet wieloletnie, a już często wielomiesięczne, nie jest głupim pomysłem rozpatrywać wyjście (lub wejście w dołku, jeśli nie jesteśmy posiadaczami akcji) z inwestycji.

W przypadku walut sporo pomaga analiza historycznej wrażliwości na tego typu ruchy, która jest bardzo często dostępna w poprzednich raportach lub analizach na różnych stronach.

Dodatkowo, jeśli jednak trzymamy akcje spółki notowanej w innej walucie, ruch rzędu 20% na samym kursie nie jest niemożliwy, a nawet bywa spotykany raz na kilka lat na prawie każdej parze, więc trzeba brać pod uwagę, że środki mogą zostać niefortunnie zablokowane.

Fałszywe informacje lub korekty raportów, odpisy
Wydawałoby się to oczywiste, a jednak jak pokazuje praktyka - wcale tak nie jest. Wiadomości potrafią krążyć po kilka minut i już widać gwałtowną reakcję kursu (że tylko wspomnę słynny "beep" na CDP, ale może bardziej adekwatne byłyby wypowiedzi ministra Tchórzewskiego szarpiące kursy spółek energetycznych), ale nie zawsze są prawdziwe. Dementi może nadejść równie gwałtownie i brak reakcji często jest prawidłowym ruchem. Spółka ogłasza, że zakład się pali? Za kilka godzin może się okazać, że ogłosi, że straty są rzędu kilku tysięcy PLN, że instalacja była faktycznie wyłączona, przestarzała, nieużywana, odpowiada za 0,1% mocy produkcyjnych.
Spółka ogłasza, że sytuacja jest pod kontrolą? Za kilka godzin może się okazać, że "pod kontrolą" nastąpiło pozbawienie 50% mocy produkcyjnych na wiele miesięcy.

Spółka podała świetny raport? Jutro może zrobić korektę na wiele milionów, bo audytor czegoś nie przepuścił. Wbrew pozorom to nie są rzadkie przypadki, niektóre spółki notorycznie korygują raporty, a już prawie każda robi odpisy regularnie co najmniej raz w roku i to jest naturalne, nie świadczące o jakichś wielkich problemach. Nienaturalny jest brak odpisów i zawiązywania rezerw przez rok-dwa.

Zjawiska naturalne
Tutaj pierwsze miejsce powinna mieć wspomniana wcześniej pogoda, która w naturalny sposób reguluje np. koniunkturę na odzież. Ludzie po prostu kupią więcej sezonowej kolekcji, jeśli sezon faktycznie się różni od poprzedniego. Domy będą potrzebować ogrzewania, jeśli pogoda faktycznie jest zimna, a na pewno nie będą, jeśli jest ciepło.

Naszą stratą wtedy będzie po prostu nieprawidłowe przewidywanie cyklu koniunktury dla danej spółki.

Gdzie jeszcze można przeczytać o konkretnych czynnikach ryzyka? Tam, gdzie większość inwestorów nie zagląda, czyli w raportach spółki, dokumencie z IPO itd. Prawo nakazuje spółkom wymieniać czynniki ryzyka, chociaż chyba nie zdarza się często w Polsce, żeby ktoś się sądził o braki w tym zakresie. Na pewno obecne raporty bardzo dobrze oddają główne i typowe zagrożenia dla konkretnych spółek. Chociaż lektura jest pozornie nudna, po głębszym zastanowieniu może zaprocentować jakimiś ciekawymi wnioskami, lub może stanowić dobry punkt zaczepienia do kompletnej analizy fundamentalnej.

Treści przedstawione na blogu są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Autor nie ponosi odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podjęte na podstawie niniejszego artykułu, ani za szkody poniesione w wyniku decyzji inwestycyjnych podjętych na podstawie niniejszego artykułu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga