GPW: nieciekawe spółki bez większych perspektyw

Wpis jest poświęcony mało interesującym spółkom, po których nie oczekuję drastycznej poprawy wyników, ani cudownego rozrostu biznesu. Dlaczego w takim razie w ogóle się nimi zajmować? Głównie z tego powodu, że GPW składa się zaledwie z kilkuset spółek i liczba okazji w akcjach jest bardzo ograniczona. Ile pozycji można zająć w optymalnych punktach na WIG20? Jak sama nazwa wskazuje, blue chipów jest tylko 20 i pewnie większość jest w pobliżu sprawiedliwej wyceny. Dostrzeżenie okazji rynkowej jest więc trudne nie tylko ze względu na liczbę graczy analizujących spółkę, ale również samą niewielką liczbę możliwych do zajęcia pozycji. Jeśli mamy do dyspozycji tylko pozycje o niewielkiej zyskowności, to dlaczego nie rozejrzeć się na 20% potencjałem wzrostu na jakiejś zapomnianej małej spółce? W końcu chodzi tylko o to, żeby kupić tanio i sprzedać drogo, a nie posiadać najlepszą spółkę na świecie.
Spróbujmy w takim razie przeanalizować sytuację niezbyt interesujących spółek ze w miarę stabilnymi biznesami. Oczywiście, jak zawsze, zachęcam do własnej analizy i nie polecam traktować tych luźnych przemyśleń jako rekomendacji inwestycyjnej - trzeba być szalonym, żeby kierować się w decyzjach inwestycyjnych anonimowym blogiem. Umieszczone tutaj uwagi są po prostu fragmentami mojego toku myślenia, zresztą w większości po fakcie (mogą być obarczone efektem pewności wstecznej), który może się komuś przydać do wypełnienia luk we własnej strategii inwestycyjnej lub analitycznej na zasadzie spojrzenia z cudzego punktu widzenia.

Hydrotor
Niewielka spółka, skupiająca swój biznes wokół sprzedaży części do traktorów. Wyjątkowo prosta do przeanalizowania, bo nie posiada jakichś nadzwyczajnych zdarzeń, nie prowadzi działalności bardzo odległej od swojej podstawowej. Jednocześnie ponieważ najbardziej marżowym produktem są te części do starych traktorów (które w naturalny sposób są zastępowane nowszymi), jest na równi pochyłej do wyczerpania się dużej części przychodów.
Dlaczego w takim razie coś takiego może budzić zainteresowanie? Głównie ze względu na przyjazną politykę dywidendową: historia stabilnej, wieloletniej wypłaty, korzystny dla mniejszościowych akcjonariat. Skoro biznes się kurczy, to musimy się zastanowić, czy dywidenda zostanie utrzymana, a utracone przychody zastąpione nowymi. Do tej pory tak się działo dzięki sprzedaży wiązanej, ale oczywiście pole działania jest bardzo ograniczone, bo konkurencja poza wspomnianą wcześniej niszą jest ogromna.
Z mojego punktu widzenia w pewnych punktach cenowych opłacało się wchodzić i tak robiłem, ale też starałem się sprzedawać gdy zostały przekroczone zakresy możliwego wzrostu tego typu spółki. Czyli jak się uda kupić tanio i sprzedać drogo - świetna inwestycja, jak każda.

Apator
Początkowo nie budziła mojego zainteresowania, ale gdy udało się z inwestycją w Hydotor, przyjrzałem się również Apatorowi, bo część akcjonariatu się pokrywa. Jednocześnie jest to kolejna spółka z długą historią dywidend. Początkowo cena nie wydawało mi się korzystna, ale również ostatecznie udało mi się z powodzeniem zagrać i wyjść z zyskiem. Czy teraz jakikolwiek ruch jest opłacalny? Trudno mi powiedzieć, to już każdy musi analizować sobie sam.
Kilka ciekawych rzeczy, o których się dowiedziałem: spółka jest jedną z nielicznych na polskiej giełdzie, które wypłacają dywidendę dwa razy w roku i do tego w postaci zaliczkowej. Na czym to polega? W najprostszy sposób, wypłaca się gotówkę zanim zostanie zarobiona. Takie posunięcie jest możliwe dzięki zgromadzonym wcześniej zapasom, nie wymaga faktycznie kredytu, ale różnie to się organizuje w konkretnych firmach. Ciekawostka, bo często dywidendy są źle podawane na różnych stronach z podsumowaniami, może się wydawać że spółka wypłacająca 2x w roku wypłaciła mniej - tutaj jest stabilne kilka procent rocznie.
Drugą rzeczą jest sam biznes - opiera się głównie na produkcji liczników gazowych, elektrycznych i wodnych. Powoduje to bardzo łatwe rozpoznanie kim jest konkurencja i ile na tym wszystkim można zarobić. Jak w przypadku Hydrotoru, relatywnie klarowny biznes... ale nie dla samego Apatora. Paradoksalnie spółka słynie z edytowania swoich sprawozdań z zeszłego roku. Dlatego zupełnie nie można polegać na tym, co raportuje. Interesujące w tym wszystkim jest to, że mimo zawirowań nie można powiedzieć, żeby kiwali akcjonariuszy mniejszościowych, bo jednak ta dywidenda sobie spokojnie leci.
Poszczególne gałęzie firmy powinny być analizowane oddzielnie i czasem stanowiły spore obciążenie (słynny Rector), duże ryzyko jest również spowodowane zadawaniem się z biznesami regulowanymi państwowo, czyli PGE, Tauron i podobne. Jak mają humor to nie płacą i uwielbiają się sądzić. Być może czasem jest też jakiś faktyczny problem jakościowy z licznikami, nie podejmuję się tego oceniać. Na pewno nie można liczyć na super czyste zaliczenie wypłaty ze wszystkich zawartych kontraktów.
Jak zawsze pozostaje główne pytanie - kiedy jest tanio? Można się zastanawiać na podstawie przeszłych ruchów funduszy i części dużych akcjonariuszy (z których jeden sukcesywnie sprzedaje, a drugi mniej więcej tyle samo kupuje).

Globalcosmed
Spółka z problemami, świeżo po inwestycji, słynie z produkcji chemikaliów, z których najsłynniejszy jest "Kret" do udrażniania rur. Przyciągnęła moją uwagę relatywnie niską wyceną (jak zwykle pobliże kluczowych poziomów płynności 1 zł/50 groszy) przy dość dużym majątku. Trzeba uważać na WNiP w WK i ocenić sobie wszystko samemu, szczególnie że ostatnio doszła jakaś kłótnia związana z ostatnią inwestycją, która może pójść mocno na niekorzyść GLC.
Kandydat na wezwanie? Trudno powiedzieć.

Berling
Spółka z dużą pozycją gotówkową, niemal uzasadniającą kapitalizację. Niestety, główni akcjonariusze są dość wrogo nastawieni do mniejszościowych i dlatego ostatecznie wyszedłem stąd z niewielkim zyskiem. Co zaryzykowałem? Oczywiście niską płynność (na którą się wystawiam wyłącznie na poziomie do kilku tys. PLN, a więc ograniczając ryzyko do maksimum), odwołanie dywidendy (które nastąpiło nieco po mojej sprzedaży) i nawet nieuczciwe spychanie kursu pod wezwanie (które też nastąpiło, ale nie udało im się na długo zepchnąć niżej niż mój zakup).
Biznes jest dość prosty, hurtownia chłodnicza ze swoimi własnymi producentami agregatów i podobnych przydatnych w branży urządzeń.
Czy teraz jest tanio? W sumie tak, ale czy biorąc pod  uwagę ryzyka i wrogość głównego akcjonariusza? To już otwarte pytanie. Gdyby było drogo, OFE nie postulowałoby wypłaty dużej dywidendy na walnym. Tylko co z tego, skoro akcjonariusz dominujący wszystko blokuje?

Unimot
Ostatnio dość gorąca spółka, ze względu na zmiany cen na rynku gazu i paliw. Być może nie powinienem się wypowiadać na jej temat, bo to była moja stratna inwestycja rzędu ~15% (a potencjalnie mogła być zyskowna na 100%, jak pokazuje dzisiejszy wykres), jednak zawsze jakieś doświadczenia pozostają.
Akcjonariusz dominujący jest relatywnie przyjazny mniejszościowym, ale bardzo mnie odpycha od spółki podejście typu "jak nic się nie dzieje to nie raportujemy co miesiąc". Niby ok, ale jeśli naprawdę jest aż tyle pracy z raportowaniem, to zastanawiam się co tam się dzieje. Sami dla siebie powinni coś takiego liczyć zawsze, co za problem dać to i nam?
Drugim problemem jest brak skupienia na tym, co się robi. Teoretycznie najwięcej mieli z oleju napędowego, potem próbowali jakiegoś wejścia na rynek gazu, do Chin (im bardziej egzotyczny kraj tym bardziej sprawa śmierdzi, jak wiadomo z giełdy - szczególnie gdy spółka nie radzi sobie w mateczniku). No i wywaliłem, a tu zonk, wzrosty. Cóż, nie zmieniłem pieluchy na spadkach przy niskim wolumenie, ale może też zrobiłem dobrze, bo po co siedzieć w spółce, której ceny się dobrze nie zrozumiało?
Tutaj jest najważniejsza nauczka, że nawet jeśli coś uciekło w górę, i do tego gwałtownie, to tym bardziej oznacza, że czegoś tu nie łapiemy i warto się trzymać od takich akcji z daleka. Co oczywiście nie oznacza dla każdego, że nie powinien wchodzić konkretnie w Unimot, ale dla mnie tak właśnie wyszło.
Pod jaki czynnik wchodzimy? Jeśli pod przewagę pozytywnych zaskoczeń w przyszłości, to nawet niespodziewane wydarzenie podbijające kurs powinno być potwierdzeniem skuteczności strategii. Jednak w moim przypadku starałem się zrozumieć gdzie zarobią i wyszło że w zupełnie innym miejscu niż faktycznie, więc postanowiłem sobie ich odpuścić.

Indykpol
Niestety, ta najstarsza na giełdzie spółka (po opuszczeniu GPW przez Próchnika), pożegnała się z akcjonariuszami mniejszościowymi w paskudnym stylu. Muszę się tu pochwalić, że dość dobrze znalazłem moment wyjścia i mimo wszystko udało mi się zarobić. Wchodziłem w okresie lekko poprzedzającym ptasią grypę i później powiększyłem (stratną w tamtej chwili) pozycję w jej trakcie. Dlaczego? Ptasia grypa jest cyklicznie powtarzającym się wydarzeniem, więc można było sprawdzić, jak spółka wcześniej sobie radziła i po prostu przyjąłem, że mają odpowiednie środki żeby temu przeciwdziałać. Było gorąco gdy inny producent z tego samego miasta pojawił się w gazetach, ale jednak oni oficjalnie nigdy nie zostali bezpośrednio trafieni.
Nie zmieniło to niestety faktu, że znaleźli się w strefie z częściowym zakazem importu i sporo na tym stracili, jednak nie tak dużo, jak się spodziewano "na kursie". Nie zniechęciło mnie również cykliczne ogłaszanie o wchodzeniu na rynek chiński (zazwyczaj gwóźdź do trumny spółki), bo ciągle sobie radziła na rynkach lokalnych. Dość uważnie starałem się śledzić, czy nie zostali wyparci na największych (polecam przejrzeć raporty, sytuacja nie była super jasna w tamtym momencie).
Gdzie wyszedłem? Ostateczny punkt wyjścia był w momencie sprzedaży części przedsiębiorstwa związanej z kurczakami. Wprawdzie zakupu dokonywał podmiot zaprzyjaźniony, więc uznawałem, że cena będzie korzystna (i była), ale zastosowałem zasadę znaną z giełd: przedsiębiorstwo ogłaszające sprzedaż majątku rośnie, jednak gdy już pojawi się gotówka, przez pewien czas nie dysponuje nią optymalnie i kurs spada.
Tutaj faktycznie doszło do ładnego rozwoju przychodów i nawet przez moment żałowałem sprzedaży, zastanawiałem się nad ponownym wejściem, ale ciągle mnie odstręczało od tego to, że przy takiej małej płynności nikt tam pewnie nie siedzi poza indywidualnymi, a ci zostali przyciągnięci przez zaraportowany gigantyczny zysk/kwartał (przychód ze sprzedaży części kurczakowej). Raportowane wskaźniki były więc ogromnie korzystne i już przyciągały kapitał, a jednak cena nie rosła.
Dominujący akcjonariusz zakończył moje dylematy ogłaszając wezwanie po zbójeckiej cenie (czyli godziwej, a jakże) w okolicy połowy rzeczywistej wartości (według moich nieprofesjonalnych szacunków). Bardzo podstępne jak na kogoś, kto wcześniej był właściwie uczciwy wobec mniejszościowych - nauczka dla mnie, na szczęście bezpłatna, że każda spółka w pewnym momencie stara się kogoś wyrolować w ten lub inny sposób.
Nauczyłem się tutaj również, że warto szukać cyklicznych ryzykownych wydarzeń i próbować je ocenić po swojemu. Być może nawet opłaca mi się zastosować identyczne podejście do ptasiej grypy na innym rynku, skoro tutaj już nie mamy podobnej spółki? Nie zachęcam, nie zniechęcam, każdy powinien się zastanowić czy jego własna decyzja jest wystarczająco przemyślana w stosunku do podejmowanego ryzyka. Trzeba też pamiętać, że każdą metodę można i należy usprawniać, inaczej zostaniemy w tyle, bo wcale nie jest powiedziane że inni uczestnicy rynku popełniają te same błędy za każdym razem.

Kolejny wpis poświęcę kilku moim grubszym wpadkom i decyzjom, które do nich doprowadziły.

Treści przedstawione na blogu są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Autor nie ponosi odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podjęte na podstawie niniejszego artykułu, ani za szkody poniesione w wyniku decyzji inwestycyjnych podjętych na podstawie niniejszego artykułu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga